Angelika
była na etapie „albo go zabije, albo zamorduje”. Jej sześcioletni syn nie
poszedł tego dnia do szkoły. Stało się tak z powodu, że… właściwie bez powodu
się tak zdarzyło. On po prostu zakomunikował, że nie idzie, i że nawet siłą go
z łóżka nie wywlecze. Angelika nawet nie próbowała tego sposobu, należała do matek,
które nigdy nie miały zamiaru używać siły fizycznej w stosunku do swoich
dzieci. Poprosiła Kamile by zawiozła dwójkę młodszych do przedszkola, a sama
została z Natanielem w domu. Malec wstał koło godziny jedenastej, wziął z
szafki ciastka i zasiadł przed telewizorem. Kiedy rodzeństwa jeszcze nie było w
domu, a obiad był już prawie gotowy, domyślił się, że nadchodzi godzina gdy
tata wraca. Podbiegł do matki z pytaniem czy czasem nie potrzebuje pomocy,
oczywiście nie odbyło się bez „szczerego” serdecznego uśmiechu. Angela dobiła
targu z własnym dzieckiem, że jeśli jutro grzecznie wstanie to nie powie nic
tacie. Mały ochoczo przystał na tę propozycje, ale tak naprawdę nigdy nie
zamierzał wypełnić swojej części.
-
Przywiozłam je – powiedziała Kamila do Angeli.
- Dziękuje,
nie wiem jak bym sobie bez ciebie poradziła. Napijesz się kawy? – zapytała i
jednocześnie pomagała Kornelowi zdjąć buty.
- Chciałbym
na rzepy – powiedział chłopiec o ślicznych turkusowych oczkach.
- Dobrze,
pojedziemy i kupimy, będzie ci wygodniej – odpowiedziała Angela.
- Dzisiaj? –
zapytał.
- Jeśli tata
skończy wcześnie prace to dzisiaj.
- Kupisz mu
nowe buty, tylko dlatego, że smarkaczowi trudno się nauczyć wiązać i nie pętać?
– zapytał Natan stojąc z lodem naprzeciw nich.
- Nie jedz
słodyczy przed obiadem – powiedziała Angela i starała się zabrać słodycz z rąk
syna, niestety nie udało jej się to. Mały ją wyminął szybkim, zwinnym krokiem i
udał się do ogrodu po drodze kopiąc piłkę nożną.
- Urocze
dziecko – powiedziała Kamila. – Kawa aktualna? – zapytała.
-
Oczywiście, że tak. Siadaj. Co do tego dziecka, to nie wiem co ja aż takiego
złego musiałam zrobić w poprzednim życiu, że w tym tak cierpię – pożaliła się
Angela koleżance i włączyła ekspres.
- Nie
przesadzasz czasem? – zapytała, ale widząc minę znajomej dodała – No coś ty,
jest aż tak źle? Przecież to sześciolatek.
- To mały
terrorysta. Mówię ci zostanie w przyszłości drugim Bin Ladenem.
- Nowemu
Jorkowi już zębów nie wybije – powiedziała Kamila.
- Nie
przypominaj mi o zębach. Jak miał cztery lata wybił w przedszkolu o szafkę
koleżance dwie jedynki. Co prawda i tak jej się ruszały, ale ja nie mam pojęcia
czemu on taki jest – wyznała Angelika i załamała ręce.
- Może ma to
w genach? – zapytała sąsiadka.
- Ale po
kim? Ja byłam grzecznym i uroczym dzieckiem, burzliwą nastolatką, ale jeśli on
nadal taki będzie to on nie dożyje lat nastoletnich, prędzej trafi na krzesło
elektryczne.
- Mówisz o
własnym synu. Wychwyciłam żart, ale widać, że się martwisz.
- Jak
cholera.
- A twoje
rodzeństwo? – zapytała Kamila.
- Poznałaś
ich wczoraj, widziałaś tacy nienajgorsi. W dzieciństwie też nie byli tacy jak
Natan. Alicja ciągle się stroiła i zakochiwała, a Błażej grzebał pierw w
rowerze, później motorynce, później motocykl i teraz ma samochód.
- A Wiktor,
może to on się genetycznie przyczynił do tego, że wasz syn jest ruchliwy,
przebiegły i cwany jak lis.
-
Zapomniałaś dodać niegrzeczny. Wiktor, sama widzisz jaki jest, w młodości się
dużo bawił, ale nie wiem jakim był dzieckiem – przyznała Angelika.
- Nigdy nie
rozmawialiście o dzieciństwie? – zapytała sąsiadka zdziwiona i zrobiła łyk
kawy.
- Nie
przepada za tym tematem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz