środa, 21 sierpnia 2013

Fragment: Osiedle Willowe - Natanielek

Angelika była na etapie „albo go zabije, albo zamorduje”. Jej sześcioletni syn nie poszedł tego dnia do szkoły. Stało się tak z powodu, że… właściwie bez powodu się tak zdarzyło. On po prostu zakomunikował, że nie idzie, i że nawet siłą go z łóżka nie wywlecze. Angelika nawet nie próbowała tego sposobu, należała do matek, które nigdy nie miały zamiaru używać siły fizycznej w stosunku do swoich dzieci. Poprosiła Kamile by zawiozła dwójkę młodszych do przedszkola, a sama została z Natanielem w domu. Malec wstał koło godziny jedenastej, wziął z szafki ciastka i zasiadł przed telewizorem. Kiedy rodzeństwa jeszcze nie było w domu, a obiad był już prawie gotowy, domyślił się, że nadchodzi godzina gdy tata wraca. Podbiegł do matki z pytaniem czy czasem nie potrzebuje pomocy, oczywiście nie odbyło się bez „szczerego” serdecznego uśmiechu. Angela dobiła targu z własnym dzieckiem, że jeśli jutro grzecznie wstanie to nie powie nic tacie. Mały ochoczo przystał na tę propozycje, ale tak naprawdę nigdy nie zamierzał wypełnić swojej części.

- Przywiozłam je – powiedziała Kamila do Angeli.
- Dziękuje, nie wiem jak bym sobie bez ciebie poradziła. Napijesz się kawy? – zapytała i jednocześnie pomagała Kornelowi zdjąć buty.
- Chciałbym na rzepy – powiedział chłopiec o ślicznych turkusowych oczkach.
- Dobrze, pojedziemy i kupimy, będzie ci wygodniej – odpowiedziała Angela.
- Dzisiaj? – zapytał.
- Jeśli tata skończy wcześnie prace to dzisiaj.
- Kupisz mu nowe buty, tylko dlatego, że smarkaczowi trudno się nauczyć wiązać i nie pętać? – zapytał Natan stojąc z lodem naprzeciw nich.
- Nie jedz słodyczy przed obiadem – powiedziała Angela i starała się zabrać słodycz z rąk syna, niestety nie udało jej się to. Mały ją wyminął szybkim, zwinnym krokiem i udał się do ogrodu po drodze kopiąc piłkę nożną.
- Urocze dziecko – powiedziała Kamila. – Kawa aktualna? – zapytała.
- Oczywiście, że tak. Siadaj. Co do tego dziecka, to nie wiem co ja aż takiego złego musiałam zrobić w poprzednim życiu, że w tym tak cierpię – pożaliła się Angela koleżance i włączyła ekspres.
- Nie przesadzasz czasem? – zapytała, ale widząc minę znajomej dodała – No coś ty, jest aż tak źle? Przecież to sześciolatek.
- To mały terrorysta. Mówię ci zostanie w przyszłości drugim Bin Ladenem.
- Nowemu Jorkowi już zębów nie wybije – powiedziała Kamila.
- Nie przypominaj mi o zębach. Jak miał cztery lata wybił w przedszkolu o szafkę koleżance dwie jedynki. Co prawda i tak jej się ruszały, ale ja nie mam pojęcia czemu on taki jest – wyznała Angelika i załamała ręce.
- Może ma to w genach? – zapytała sąsiadka.
- Ale po kim? Ja byłam grzecznym i uroczym dzieckiem, burzliwą nastolatką, ale jeśli on nadal taki będzie to on nie dożyje lat nastoletnich, prędzej trafi na krzesło elektryczne.
- Mówisz o własnym synu. Wychwyciłam żart, ale widać, że się martwisz.
- Jak cholera.
- A twoje rodzeństwo? – zapytała Kamila.
- Poznałaś ich wczoraj, widziałaś tacy nienajgorsi. W dzieciństwie też nie byli tacy jak Natan. Alicja ciągle się stroiła i zakochiwała, a Błażej grzebał pierw w rowerze, później motorynce, później motocykl i teraz ma samochód.
- A Wiktor, może to on się genetycznie przyczynił do tego, że wasz syn jest ruchliwy, przebiegły i cwany jak lis.
- Zapomniałaś dodać niegrzeczny. Wiktor, sama widzisz jaki jest, w młodości się dużo bawił, ale nie wiem jakim był dzieckiem – przyznała Angelika.
- Nigdy nie rozmawialiście o dzieciństwie? – zapytała sąsiadka zdziwiona i zrobiła łyk kawy.

- Nie przepada za tym tematem. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz