środa, 7 sierpnia 2013

Fragment: Piter Sommerset - Przygoda na niejeden raz - Rozdział 3 (nie w całości)

Promienie słońca zaczęły wdzierać się przez okno do pokoju hotelowego, ale Sabina już dawno nie spała. Leżała podparta na łokciu i obserwowała jak jej nowy obiekt zabawy spokojnie oddycha i była pod wielkim zdumieniem, że nawet nie chrapie. Piotrek zaczął otwierać i mrużyć oczy w chwili gdy w pokoju było już zupełnie jasno i tak na dobrą sprawę to po przebudzeniu spodziewał się właściwie wszystkiego, ale nie tego co miało go spotkać.
– Witaj Królewno – rzekł i przetarł swoje oczy, spojrzał na zegarek, który znajdował się na jego lewym nadgarstku i sprawy nabrały taki obrót jakiego nawet Sabina się nie spodziewała.
– Dokąd ty wstajesz? Jeszcze nawet nie zdążyłam się z tobą przywitać! – powiedziała oburzona podczas gdy Piotr zapinał guziki swojej granatowej koszuli.

– W takim razie niech pani powie to symboliczne hej, witam, czy cokolwiek innego co znaczy to samo, ale proszę pozwolić mi się ubierać w międzyczasie. Wiem, że to być może niegrzeczne, ale już jestem spóźniony – mówił wolno, ale jednak szybciej niż zwykle i jednocześnie wiązał krawat.
– W takim razie witam – powiedziała Sabina i usiadła wykonując nie lada trik. Otóż to co znajdowało się pod poduszką teraz pewnie trzymała w dłoni, ale nadal pod przykryciem, tym razem koca.
– Jak spałaś? – zapytał uprzejmie i założył swoją grafitową marynarkę. I w tym momencie, gdy padło ostatnie słowo tego jakże krótkiego pytania rozpoczął się wielki i na pozór skomplikowany problem.
– Dobrze – odpowiedziała dostrzegając jednocześnie, że Piotr zastygł w miejscu z rękoma w kieszeni.
– Nie celuj we mnie – powiedział aż nazbyt spokojnie.
– Co masz na myśli? – zapytała.
– Mam na myśli, że w twojej dłoni znajduje się coś mojego i jednocześnie proszę byś mi to oddała zanim tobie stanie się krzywda – powiedział wyjmując prawą dłoń z kieszeni, a lewą zacisną w pięść na nabojach.
– Sugerujesz, że nie umiem się obchodzić z bronią? – zapytała.
– A czy ktoś mówił, że stanie ci się krzywda, bo sama się skrzywdzisz tym kradzionym pistoletem? – zapytał z ironicznym uśmiechem i szedł w jej stronę, a ona postanowiła wszystko od tej pory czynić jawnie. Wyjęła więc dłonie z pod koca i trzymała palec wskazujący prawej dłoni na spuście.
– Ani kroku dalej bo strzelę! – krzyknęła, a on widział w jej oczach, że blefuje. Zresztą nawet gdyby nie blefowała to broń bez naboi jest nieszkodliwa. Już miał przyśpieszyć kroku w jej stronę i dać jej do wiwatu, ale powstrzymał się przed realizacją tego planu. Postanowił się z nią chwilę zabawić, bo już wcześniej zauważył, że zabawa to jej główne hobby.
– Dobrze, jak sobie pani życzy – powiedział stając w miejscu i unosząc obie roztwarte dłonie do góry, tak jak to zazwyczaj bandzior czyni, gdy wycelowana jest w niego lufa pistoletu policjanta. – Będę miał ręce tak, by mogła pani je widzieć. Czy tak może być? – zapytał.
– Może być – odpowiedziała z niepohamowanym uśmiechem na ustach, zadowolona z siebie i jednocześnie zawiedziona z niego, że poszło tak łatwo.
– Zanim mnie pani zastrzeli – uśmiechał się w duchu z powodu nieprawdziwości tych słów. – Chciałbym wiedzieć dlaczego? Jaki jest powód pani poczynań? – dokończył spokojnie jak zwykle.
– Nie ma powodu, to tylko zabawa – odpowiedziała.
– Osobiście znam lepsze rzeczy, sytuacje i poczynania co powodują uciechę, ale będzie jak pani sobie życzy – przy tych słowach Piotr nie wytrzymał i zdradził się w pełni sarkastycznym uśmiechem na ustach, który zakrył prawą dłonią jakby przeczesując zarost, którego przecież nie miał. – Przepraszam panią bardzo, to już się więcej nie powtórzy, już podnoszę rękę do góry tak jak obiecywałem – powiedział z nieukrywaną radością.
– Co cię tak bawi? – zapytała, ponieważ nie umiała pohamować ciekawości.
– Interesuje mnie tylko jedna rzecz, właściwie wybór jest jeden z dwóch – odpowiedział z nieudawaną powagą w głosie, ale wciąż z lekkim ironicznym uśmieszkiem na ustach.
– Co to za dwa wybory? – postanowiła zagrać w jego grę, bo w tym momencie cała zabawa zaczęła jej się podobać.
– Ciekawi mnie czy w chwili gdy pani grzebała mi po kieszeniach, przywłaszczała sobie moją własność i wycelowała we mnie lufę tej oto mojej własności to czy liczyła pani na moją galanterie, czy po prostu na to, że przełożę panią przez kolano? – zapytał, a jej oczy wskazywały na to, że nie ma w głowie gotowej odpowiedzi na to pytanie, a nie chciała przystać na żadną z dwóch. Zdziwienie sięgało zenitu podczas gdy Piotr opuścił dłonie i zaczął powolnymi krokami zbliżać się do łóżka, na którym siedziała.
– Nie zbliżaj się bo strzelę – powiedziała już mniej pewna wypowiedzianych przez siebie słów.
– Jakaż szkoda, że nie ma pani chęci odpowiedzieć na zadane przeze mnie pytanie – powiedział stojąc już przed nią w całej okazałości. Spojrzał na nią z góry. – Przestań się zgrywać i odłóż tę pukawkę – polecił twardym męskim tonem.
– Nie żartuje, strzelę – poinformowała. Broń którą trzymała skierowała dokładnie na jego krocze, niemalże dotykała go lufą.
– Nie moja droga, nie ty strzelisz, a to ja tobie – nastrzelam – powiedział po dłuższej pauzie. – Nie chciałaś po dobroci, trudno. To był twój wybór – powiedział i pochwycił ją za nadgarstek z taką siłą, że pistolet wypadł jej z ręki.
– Boli, puść – powiedziała zduszonym , zachrypniętym głosem.
– Boli? Naprawdę? – zapytał sarkastycznie. – A teraz? – dodał ściskając jeszcze bardziej i zmuszając ją do tego by prawie uklękła podczas kurczenia się samej w sobie by ulżyć choć trochę bólowi.
– Czego ty ode mnie oczekujesz? – zapytała ze łzami w oczach podczas, gdy on poluzował uścisk swojej prawej dłoni na jej prawym nadgarstku.
– Odpowiedzi, oczekiwałaś mojej galanterii, czy tego że dżentelmeńsko ci wleje na kolanie? – zapytał.
– Galanterii – odpowiedziała pośpiesznie.
– Zabawne – powiedział puszczając jej nadgarstek, który mimowolnie potarła drugą dłonią.
– A co jest niby takiego zabawnego? – wstała pytając z oburzeniem.
– To, że w tej oto jakże dziwnej sytuacji w jakiej się znajdujemy, jedno i drugie oznacza jak dla mnie to samo – powiedział powoli, podczas intensywnego patrzenia jej w oczy i szybkim ruchem pochwycił ją prawą dłonią za lewe ramię i pochylił na swoje kolano, ponieważ stopę już zdążył oprzeć o brzeg łóżka.
– Nie ośmielisz się! – krzyknęła próbując się wyrwać.
– Będąc na pani miejscu nie prowokowałbym sytuacji – powiedział unosząc prawą dłoń ku górze.

Link do opisu: Kliknij tutaj

Link do zakupu całości: Kliknij tutaj

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz