Zostań i bądź i gdziekolwiek dojedziesz
pamiętaj
Zostań i bądź za kolejnym zakrętem
gdzieś czekam…
(Gabriel Flesza –
Nasza droga do nikąd)
Wierzchowiec czystej krwi pędził po przez wzgórza i lasy.
Mężczyzna, który na nim gnał nie zwracał uwagi na mijanych, spokojnych
przechodniów. Nie planował podróży, nie miał żadnego celu. Rozsadzała go
wewnętrzna gorycz, złość. Zaczął dostrzegać ulotność chwili, a tym samym
ulotność życia. Wjechał na pustą, raczej nieuczęszczaną ścieżkę. Pozwolił sobie
na chwilę zapomnienia i zamyślił się. Jego czarne włosy lśniły i powiewały na
wietrze choć nie były długie. Jego loki po prostu zdawały się prostować i
skręcać na powrót przy pomocy wiatru. Chwila zapomnienia i rozmyślanie o
rodzinie, która kruszyła się niczym bryła piasku nie wyszły mu na dobre. Nie
zauważył kamienia. Poczuł kiedy koń stanął dęba i zrzucił go z siodła.
– Cholera – przeklął przez zęby w chwili, gdy spróbował
się podnieść i poczuł, że lewa noga odmawia mu posłuszeństwa.
– Niech się pan nie rusza! – krzyknął dziecięcy głos, ale
władca nie miał w zwyczaju słuchać dzieci.
Dzieci? – zadał sam sobie takie pytanie w myślach. Jakie
dzieci? Przecież tutaj rodzice nie pozwalają się im zapuszczać. Przez chwilę
pomyślał, że być może był to głos kobiety, ale taki delikatny i piskliwy. Nie,
z pewnością tak nie było, przecież doskonale znał barwę głosu hałaśliwych
potworów, które tworzone są z myślą o dawaniu radości, a przynoszą częściej
rozczarowanie, nerwy i zmęczenie.
Mężczyzna zamrugał oczami może trzy, a może tylko dwa
razy. Obraz nieba został przysłonięty przez twarzyczkę chłopca. Blondynek miał
nie więcej niż synek jego brata, ale na dalsze porównanie nie miał czasu, bo
utracenie przytomności naszło go nagle i było pełnym zaskoczeniem.
Izba była mała, ale przytulnie urządzona. Na materacu
usadowionym na ziemi leżał mężczyzna, a jego noga była owinięta bandażami.
Kobieta położyła tacę z posiłkiem obok mężczyzny by miał ją na wyciągniecie
dłoni. On nawet tego nie zauważył, był zbyt zmęczony by choć poruszyć powieką.
Kobieta była młoda, można by rzec, że była jeszcze dziewczęciem, ale coś w
rysach jej twarzy świadczyło o dojrzałości i wielkim doświadczeniu życiowym.
– Gdzie on jest do cholery?! – ten wrzask rozległ się
kilkadziesiąt kilometrów dalej od małej i skromnej izby.
Mężczyzna stał tyłem do całego pomieszczenia, a jego wzrok
był wbity w dal. Spoglądał przez okno, ale nie jakby kogoś wypatrywał, a ze
zwykłą, niepohamowaną wściekłością.
– Damian, nie możesz się tak denerwować – powiedziała
blond piękność i podeszła do męża kładąc swoją dłoń na jego ramieniu.
– Jak mam się nie denerwować? – zapytał wciąż z tym samym
wzburzeniem w głosie. – Nauczyciel czeka na niego już trzy kwadranse – wyjaśnił
odskakując od żony by spojrzeć jej w twarz.
– Uprzedzał, że nie chce pobierać nauk. – Stanęła w
obronie syna, a w spojrzeniu swojego ukochanego dostrzegła iskierkę
rozbawienia, która przedzierała się przez zagniewanie.
– Kiedy wydałaś go na świat powiedziałaś, że to nie
sprawiedliwość natury, że jest podobny do mnie. Natura jednak rozdała po równo.
Tobiasz ma twój charakterek – rzekł do żony, a jego kąciki ust same uniosły się
ku górze, wbrew jego woli.
– Nie przejmuj się Laura jest odpowiedzialna, porządnicka
i stateczna jak ty – powiedziała Amelia i wtuliła się w męża.
– Ale to Tobi kiedyś zasiądzie na tronie, chcę by był tego
wart – powiedział już nieco ciszej i spokojniej, ale jednak srogość jego głosu
nie zmalała. Ucałował żonę we włosy. Tym gestem sprawił, że zrobiło jej się
cieplej na sercu, jak zawsze gdy tak czynił.
– Wiem, ale on jest jeszcze mały. Niedawno skończył siedem
lat – broniła swojego najukochańszego skarbu kobieta.
– Rozpieściłyście go z moją matką – rzekł, a jego głos
załamał się. Oczy się zeszkliły, ale łza nie spłynęła.
– Tęsknisz za nią? – zapytała i uniosła głowę by na niego
spojrzeć.
– Nawet nie wiesz jak bardzo. I za nią i za bratem. To był
straszny wypadek – odpowiedział.
– Właśnie wypadek. Wypuść z celi niewinnych, błagam.
– Nie! Gdyby sprawdzili karotę jak należy, to nigdy nic
takiego nie miałoby miejsca, a Wojtek i matka byliby teraz tu, a nie… –
mężczyzna mówiąc to wypuścił kobietę z rąk i rozpoczął gestykulacje, nie
powstrzymywał już łez.
– To były nierówności i niesprzyjająca pogoda, a nie ich
lenistwo, czy niedopatrzenie – starała się stanąć w obronie dwójki mężczyzn,
którzy przygotowywali wszystko do podróży.
– Nie tobie decydować o wymiarze ich kary! – warknął, a
ona poczuła, że lepiej zakończyć dyskusje na tym etapie. Wiedziała, że mąż ma
jeszcze zbyt krwawe rany na sercu i duszy by drążyć ten temat.
– Czemu krzyczycie? – zapytał niewysoki chłopczyk o
śniadej cerze i bezczelnie czarnych oczach z iskierkami, które zdawały się
świecić niczym kryształki, gdy był radosny.
– O zguba się znalazła – warknął mężczyzna i po chwili
zauważył jak jego syn wygląda. – Bardziej już się ubrudzić nie mogłeś? –
zapytał niemal krzycząc.
– Próbowałem, ale nie było mi dane – rzekł bezczelnie. –
Byłem w ogrodzie, pomagałem ogrodnikom sadzić kwiaty. Znalazłem kilka robaków –
pochwalił się znaleziskiem, jakby było jakimś od dawna poszukiwanym skarbem.
– Powinieneś być teraz z nauczycielem – wyjaśnił przez
zaciśnięte zęby ojciec chłopca i chwycił go jedną dłonią za ucho lekko je
targając.
– To boli – poskarżył się malec. – Ja nie wiedziałem, że
to już dziś! – krzyknął i poczuł na twarzy kilka słonych kropli, które spływały
mu po policzkach.
– Damianie, wystarczy – zawołała kobieta do męża, ale ten
nie zareagował. – Damianie, dość! – warknęła.
Mężczyzna spojrzał na nią, ręce splótł na piersi i
wyczekiwał jej kolejnych wywodów, które o dziwo nie nastąpiły.
– Dopilnuje by się umył i zaprowadzę do nauczyciela –
powiedziała spokojnym, rzeczowym tonem i chwyciła syna za drobną, umorusaną
rączkę. – Ty zostań i odpocznij, ochłoń. Przydałoby się też posłać ludzi na
poszukiwania Patryka. Wyjechał po pogrzebie i jeszcze nie wrócił.
Dopiero gdy padły te słowa z ust Amelii Damian uświadomił
sobie, że nieobecność jego starszego brata trwa aż tak długo.
– Chodź – powiedziała kobieta do chłopca i wyprowadziła go
z gabinetu męża.
Ooo widzę,że Amelka i Damian doczekali się dzieci :)
OdpowiedzUsuńFajne opowiadanie takie rodzinne widać jak bardzo Damianowi zależało na matce i Wojtku.
Pozwolił sobie na łzy,nie zgrywał twardziela przy żonie.
Tylko z tego co ja wiem, to oni się jednego dziecka już w Sprzedanej doczekali. Chyba w Epilogu pojawił się Tobiaszek.
Usuń